Ustaw stronę Lektorów z parafii MBR w Kłodzku jako stronę startową...
   
 
  ARTYKUŁY



Diaboliczne korzenie muzyki techno

    Mam 38 lat. Jestem mężem wspaniałej żony i ojcem czwórki dzieci. Historia, którą chcę Wam opowiedzieć, rozpoczęła się, gdy miałem 13 – 14 lat. Wtedy właśnie zaprowadzono mnie do człowieka, który nazywał się Harris i jeździł po Polsce jako uzdrowiciel, nakładając ręce na ludzi. Po dwóch wizytach u niego rozpoczął się mój powolny proces odchodzenia od Kościoła. Z każdym rokiem byłem coraz dalej od ołtarza, aż któregoś dnia znalazłem się zupełnie na zewnątrz kościoła. Gdy miałem 18 lat, przytrafiła mi się możliwość wyjazdu za granicę, z której skorzystałem. Tak znalazłem się w Niemczech. Przez wszystkie lata mojego pobytu tam coraz bardziej stawiałem siebie w centrum, coraz częściej i w coraz poważniejszy sposób przekraczałem Boże przykazania.

    Na początku lat 90. rozpoczęło się w Europie coś, co dziś jest określane mianem kultury techno. Młodzież zaczęła się gromadzić na dużych imprezach, powstawała nowa muzyka, generowana przez komputery, nowe narkotyki, nowy język, nowy wygląd ludzi. Wszystko to było bardzo pociągające. Moje korzenie również tkwiły w muzyce elektronicznej, więc bardzo szybko i z radością zanurzyłem się w tym nowym świecie. Przez pomysł stworzenia nowego urządzenia akustycznego poznałem grupę ludzi należących do jednego z centrów tego ruchu. Tam poznałem Petera – jednego z ideologów techno. Gdy usiadłem pierwszy raz naprzeciw niego, szybko zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie rozmawiałem z takim człowiekiem. Miał wszechstronną wiedzę, był profesorem jednej z amerykańskich szkół filmowych. Studiował przez wiele lat pracę mózgu, prowadził doświadczenia ze światłem w nocnych klubach, a w tamtym czasie jego głównym zajęciem było kierowanie ideologią ruchu techno oraz tworzenie filmów oddziałujących na podświadomość, które były pokazywane w czasie potężnych imprez. Po naszej rozmowie człowiek ten zaprosił mnie, bym powoli wszedł z nim we współpracę i poznał jego dzieła. Po jakimś czasie dowiedziałem się od niego, że w rejs po Morzu Śródziemnym wyrusza statek, na którym będzie 350 osób z całego świata – czołowi twórcy ruchu techno. Wiedząc, że jestem operatorem kamery, Peter zaprosił mnie, bym pojechał z nim i wykonał dla niego zdjęcia. Po ich obejrzeniu zaproponował mi, że będzie mnie uczył, bo szukał kogoś takiego jak ja przez 14 lat. Powoli stało się jasne, że chce, bym przejął dzieło jego życia, bo był już starszym człowiekiem. Tak rozpoczęła się moja wielka przygoda.
    Moja osobowość zaczęła się coraz bardziej zmieniać; zmieniłem się również zewnętrznie: przefarbowałem włosy, zacząłem się inaczej ubierać. Coraz więcej pracy otrzymywałem z wnętrza sceny i całym sobą przyjmowałem to, co się tam działo.
    Latem 1995 r. okazało się, że moja ówczesna narzeczona, a dzisiejsza żona jest w ciąży. Peter powiedział, że to, co w najbliższych latach będzie działo się na świecie, wymaga całej naszej koncentracji i uwagi. Usłyszałem wtedy od niego, że dziecko to nie jest problem, wystarczy pójść do lekarza i to załatwić, a za kilka lat, jeśli będziemy mieli ochotę, możemy mieć dzieci. Dzięki Bogu nie zgodziliśmy się z tym i nie doszło do aborcji.
    Peter przez cały czas mnie kształcił: otrzymywałem specjalnie dla mnie zmontowane kasety wideo, z jego potężnego archiwum dostawałem książki do przeczytania; następnie spotykaliśmy się i rozmawialiśmy na te tematy. Podstawą duchową ruchu techno był buddyzm i zen. Obserwowałem wszystko, co się działo na scenie, poznawałem metajęzyk, którym się tam porozumiewano.
Zimą 1996 r. nagle coś się zmieniło. Do tej pory muzyka był bardzo pozytywna, przedstawiany obraz świata był nawiązaniem do czasów hippisów, głoszono takie hasła, jak: „Mój dom jest twoim domem”, „Jesteśmy jedną rodziną”... Ale teraz dźwięki stały się ciemniejsze, było więcej uderzeń na minutę, pojawiła się agresja. Ludzie, którzy byli najważniejszymi nośnikami informacji, nosili koszulki z napisem: „Terror na całym świecie”, wojskowe ubrania, symbole śmierci, karabiny, pistolety. Zapytałem Petera, co się dzieje. Odpowiedział, że to jest tylko krótka zmiana, zakręt, że to wszystko kiedyś wyruszy w inną stronę.
    Na wiosnę tego samego roku nadszedł czas rozwiązania i czekaliśmy na urodzenie naszego dziecka – wydawało się, że urodzi się w Wielkim Tygodniu. Pierwszy raz byliśmy w szpitalu w Wielki Piątek, a w Wielką Sobotę drugi raz. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego urodził się nasz syn – Robert. Peter przyleciał z Amsterdamu i poprosił o to, by mógł ponosić dziecko na rękach i pobyć z nim sam na sam. Zgodziliśmy się na to, bo był naszym przyjacielem. Po powrocie do Polski, noc czy dwie później, zauważyliśmy, że nasze dziecko zaczyna się dziwnie zachowywać. Syn wydawał z siebie dziwne, niemiłe dla ucha odgłosy. Ale ponieważ działo się to zwykle w nocy i trwało około godziny, a przez resztę czasu wszystko było w porządku, więc spychaliśmy to do podświadomości. W tym czasie wydarzyło się jeszcze kilka innych rzeczy, które nieco zakłóciły nasz spokój. Zaczęliśmy z żoną rozmawiać o tym wszystkim. Już wtedy dostrzegałem wiele znaków i poszczególne części – niczym puzzle – zaczęły mi się układać w całość. Zdecydowałem, że po przyjeździe do Dortmundu zapytam Petera, co się dzieje, i poważnie z nim porozmawiam. 30 kwietnia pojechałem tam na największą imprezę na świecie, która nazywa się May Day. Odbywa się ona w nocy z 30 kwietnia na 1 maja, kiedy to według starogermańskich wierzeń bogini miłości łączy się z bogiem wojny; z połączenia seksu i przemocy powstaje perwersja. Tej nocy 20 tysięcy młodych ludzi tańczy w największej hali Dortmundu – Westfalii. Tam też odbywa się praca ludzi, którzy potrafią przejąć działanie tej sceny w najbardziej doskonały sposób. Kiedy tam przyjechałem, Peter powiedział, że tej nocy mam szczególnie uważać, bo to, co będzie pokazywał na ekranach, jest jednocześnie informacją dla mnie – nadszedł bowiem czas, by powiedzieć, kim są, co robią i dlaczego. O godz. 1 w nocy zmienił się skład prowadzących – przy laserach, światłach, wideo i muzyce zasiadł tak zwany pierwszy garnitur. Rozpoczęła się właściwa praca, a kiedy kamery stacji telewizyjnych opuściły halę, światła przyciemniono i Peter rozpoczął podawanie zapowiedzianych obrazów. Były one straszne, przedstawiały walkę w świecie, która miała doprowadzić do potężnej wojny atomowej i do zniszczenia ludzkości. Przedstawiały też ludzi ze sceny techno przejmujących panowanie nad tymi, którzy nie należą do tych struktur. Obrazy te były nieczytelne dla odbiorców z zewnątrz, ale ja je rozumiałem – ze względu na jasną dla mnie symbolikę. Za każdym razem gdy zrozumiałem jakiś obraz, patrzyłem na Petera i kiwałem głową, żeby szedł dalej z informacjami. A tymczasem impreza szalała, tysiące watów było pompowanych do hali przez elektronikę, olbrzymie ściany głośnikowe i światła. Nad samym centrum hali wisiała konstrukcja w kształcie krzyża ze świateł, które można było zmieniać na dowolny kolor. Wszystko to było zawieszone na łańcuchach, którymi można było poruszać, tak że szastano tym krzyżem nad tancerzami, a dodatkowo projektowano na niego laserami różne figury graficzne.
    W pewnym momencie prezentowane symbole stały się jeszcze bardziej czytelne – i wówczas to z zupełną jasnością zrozumiałem, co się dzieje i z kim naprawdę mam do czynienia. Zrozumiałem, że ci ludzie, z Peterem na czele, to sataniści, którzy prowadzą młodzież całego świata na zatracenie, że ja jestem jednym z nich i że nie ma już dla mnie odwrotu. Różne myśli zaczęły mi wówczas przychodzić do głowy. Myślałem o tym, że teraz wszystko stoi przede mną otworem, że mogę zrobić, co chcę, pracować przy dowolnym projekcie, wybierać ludzi, z którymi chcę pracować, a pieniądze nie grają roli. Potem pomyślałem, że aby to wszystko zrealizować, muszę zostawić żonę i dziecko, bo tam, dokąd idę, oni nie mogą pójść ze mną. Później przeżyłem coś, co dziś nazywam uprzedzającą łaską, daną mi przez Boga. Wyraźnie doświadczyłem tego, że na końcu wszystkiego czeka mnie wieczne potępienie. Przeżyłem uczucie wpadania mojej duszy w ciemność, w potężny, straszliwie beznadziejny, okropny w odczuciu lot. Wtedy, nie wiedząc w zasadzie, co robię, jak człowiek mający pistolet przystawiony do skroni, niczym tonący w fali rozhukanej muzyki i świateł, gdzie wszystko było na najwyższym poziomie energetycznym, upadłem na kolana i zacząłem wołać: „Ojcze nasz…”. A kiedy tylko wypowiedziałem pierwsze słowa modlitwy, zobaczyłem białą postać Michała Archanioła z mieczem w ręku. Zadał mi on trzy pytania: „Czy wierzysz w Boga?”, „Czy zaprzeczasz Szatanowi?” i „Czy chcesz z nim walczyć?”. Na wszystkie odpowiedziałem „tak!”. Wtedy archanioł kazał mi wstać i iść w stronę światła.
    W cudowny sposób wydostałem się stamtąd. Bóg posyłał wszystko, co było konieczne, abym bezpiecznie mógł opuścić tamto miejsce. Szedłem na wschód, ku wschodzącemu słońcu. Chciałem jechać do Berlina i Polski, bo nagle stało się dla mnie jasne, w czym uczestniczyłem. Szedłem od kościoła do kościoła, szukając schronienia, ale wszędzie drzwi były zamknięte. Nie dostałem się też do żadnego kapłana, nigdzie mi nie otwarto. Nieprzyjaciel atakował mnie bezpośrednio, raz mi się nawet pokazał. W tym momencie dotarło do mnie bardzo silne przekonanie, które odtąd pomagało mi w każdej sytuacji – ja wierzę w Boga i nie możecie mi nic zrobić. Z tą myślą szedłem dalej. W nocy dotarłem do Berlina, gdzie czekał pociąg do Polski. Wsiadłem do niego i po ponad godzinie jazdy poczułem wielki pokój. Wtedy zrozumiałem, że przekroczyłem granicę. Duchowo odczułem potężne bezpieczeństwo i zrozumiałem, że jest to efekt modlitwy tysięcy ludzi, tych wszystkich pokoleń, które aktywnie włączały się w walkę duchową, które prosiły Pana o zmiłowanie. Gdy przyjechałem do domu, opowiedziałem rodzicom i żonie, co się wydarzyło. Czułem, że nieprzyjaciel ma do mnie dostęp przez wszystkie moje grzechy i moje dotychczasowe życie. Wiedziałem, że potrzebuję spowiedzi, kapłana, który mnie nie wyśmieje. Mama wskazała mi dwóch, którzy mogliby mi pomóc.
Przyszedłem do jednego z kościołów i zacząłem szukać wskazanego kapłana. Okazało się, że prowadzi on prace budowlane przed kościołem. Szukając go, wyszedłem na plac. Wówczas to jakaś kobieta poprosiła mnie o pomoc. Dowiedziałem się od niej, że w tym czasie po Europie Wschodniej pielgrzymowała figura Matki Boskiej Fatimskiej. Trzy dni później miała być w moim mieście. Otóż miałem pomóc w przeniesieniu krzyża na miejsce spotkania z Matką Bożą. Po raz pierwszy w życiu z własnej woli wszedłem do kościoła do spowiedzi, by otrzymać sakrament oczyszczenia z grzechów, zabezpieczenie przed Szatanem – i od razu otrzymałem krzyż tak ciężki, że wrzynał mi się w ramię i nie mogłem go unieść. Szedłem około trzeciej po południu ulicą św. Jana w parafii poświęconej Maryi, niosąc krzyż. Wtedy to usłyszałem bardzo wyraźnie następujące słowa: „Jeżeli chcesz pójść za Mną, weź swój krzyż i Mnie naśladuj”. Płakałem jak małe dziecko. Ludzie szli z pracy, do sklepów, ale nikt pewnie nie zwracał na to uwagi.
    Po upływie około dwóch tygodni postanowiłem pojechać z mamą do Częstochowy – na Jasną Górę, bo stwierdziliśmy wspólnie, że we wszystkich ważnych momentach mojego życia była cicho obecna Matka Boża. (Dodam, że jako młody chłopak wraz z rodziną poświęciłem się Maryi).
Tak więc w środę dziękowałem w Częstochowie Matce Bożej za ratunek, a w czwartek pojechałem do Telewizji Niepokalanów, by dotrzeć do ludzi Kościoła, którzy potrafią przekazać informację dalej i mogą przez to ostrzec innych przed tym, co się dzieje. Wiedziałem bowiem, że muzyka techno będzie z wielką siłą wkraczać do Polski. Bóg postawił wówczas na mojej drodze siostrę zakonną ze zgromadzenia Sacré Coeur, która po usłyszeniu całej historii powiedziała, że potrzebuję kierownictwa duchowego. Następnego dnia trafiłem do ojców jezuitów. Zaproszono mnie na pierwszy tydzień rekolekcji ignacjańskich. Tak rozpoczęła się droga mojego nawrócenia i oczyszczenia. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, kim jestem w oczach Boga ani kim On jest. Musiałem nadrobić wiele lat zmarnowanego czasu, nauczyć się czytać Pismo Święte, poznawać drogi Pana, chodzić za Nim. Dziś z przyjaciółmi, których Bóg postawił na mojej drodze, staram się przez media odnajdywać drogi nowej ewangelizacji. Staramy się znaleźć język, który przemówi do ludzi, pokazać największe skarby Kościoła, by ratować tych, którzy toną. (...)
    Jestem pewien, że nadchodzi czas konfrontacji. Święty Ignacy mówił o dwóch sztandarach – sztandarze Chrystusa, pod którym gromadzi się jedna armia, oraz sztandarze armii Szatana. Podczas pracy nad filmami zauważyliśmy, że zagubienie ludzi – ich decyzja opowiedzenia się za Chrystusem bądź przeciwko Niemu (dotyczy to również tej całej rzeszy letnich, którzy mówią „tak, ale…”) jest zależna tylko od tego pytania: „Kim dla ciebie jest Jezus Chrystus?”. W związku z tym nie ma ważniejszego zadania dla nas niż ewangelizacja, niż wskazywanie na Pana: że On jest, że jest miłosierny i czeka na każdą i każdego, że chce ratować, odnawiać, błogosławić – tak by nawrócenie stało się udziałem wielu. Jestem przekonany o tym, że każdy, kto zdecyduje się pójść za Nim, jest tym kwiatem w wiośnie Kościoła, którą zapowiadał Ojciec Święty Jan Paweł II, o której mówił, że już jest. To my, dążący za Chrystusem, jesteśmy tymi kwiatami oświetlanymi słońcem Boga, który daje światło dla wydania owocu – pomocy braciom i siostrom, którzy żyją w ciemności. Życie jest krótkie, a to, że niektórzy zaprzepaszczają na zawsze wieczność, jest czymś, co musimy dogłębnie zrozumieć. Każda i każdy z nas jest powołana(-y) do oczyszczenia, do zjednoczenia z Panem przez przebaczenie, do tego, by stanąć przed Nim i prosić o dary Ducha potrzebne do pójścia naprzód. Polska jest krajem, który Matka Boża osłania swoim płaszczem i w którym jest złożonych bardzo wiele skarbów. Tu ludzie są przygotowani do walki przez łaskę, którą wymodliły pokolenia. Teraz należy wyruszyć. Jezus przygotowywał swoich uczniów przez trzy lata, a niektórzy z nas są przygotowywani przez dziesięć – piętnaście lat. Teraz jest czas wyjścia, szukania Jego woli, pytania, czego On od nas wymaga, i ewangelicznego radykalizmu w pójściu za Nim. Życzę Wam wszystkim, aby każda i każdy z Was z odwagą wyproszoną na modlitwie wyruszyła (wyruszył) w drogę zgodną z wolą Pana, byście się stali pochodniami, które rozpalą ten świat.
    Chciałbym podziękować w tym miejscu dwóm matkom: mojej, będącej przykładem dla tych matek, których dzieci są w ciemnościach. Moja mama modliła się za mnie piętnaście lat i w momencie, gdy myślała, że już wszystko jest stracone, Bóg dał mi łaskę nawrócenia. Drugą matką jest Maryja, która czuwa nad nami wszystkimi; jeśli się schronimy pod Jej płaszcz, nic złego nie będzie się mogło zdarzyć – to Ona zetrze głowę Szatana.
    Chcę też podziękować Bogu – Stwórcy naszemu, który wszystko ożywia i posyła nas do służby, Jezusowi Chrystusowi, który nas zbawił, oraz Duchowi Świętemu, który daje nam poznać całą prawdę – niech będzie Mu chwała i cześć!

Leszek


Nie zapominajcie o sakramencie pojednania

    „To właśnie nade wszystko w konfesjonale objawia się miłosierdzie Boże” – pisał w jednym z Listów do kapłanów Ojciec Święty. W sakramencie pojednania miłosierny ojciec wychodzi na spotkanie marnotrawnego syna.
    „Uderzył mnie (…) następujący fakt – pisze o. Tomasz Rostworowski SI, wspominając wakacje z Karolem Wojtyłą – po porannej Mszy św. jedna z uczestniczek kajaków prosiła o spowiedź. Patrzyłem z daleka na sprawowany przez Wujka sakrament pojednania. Po skończonej spowiedzi pocałował on ją w czoło, jak to czyni ojciec, chcąc okazać dziecku czułość i szacunek” (Zapis drogi, s. 201). Jan Paweł II pokazywał swoim przykładem i uczył nas w swoich pismach, byśmy spowiedź zawsze łączyli z tajemnicą miłosierdzia Bożego. Tylko wtedy możemy ustrzec się od pokus i lęków, jakie mogą się w nas rodzić w związku z tym sakramentem. Tylko wtedy w kapłanie zobaczymy miłosiernego ojca, który wychodzi nam na spotkanie i przygarnia nas do serca; tylko wtedy bez niepokoju przejdą nam przez usta słowa: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Tobie”; tylko wtedy konfesjonał będzie świadkiem radości ojca, który nakłada nam najlepszą suknię, daje pierścień na rękę, sandały na nogi i wyprawia ucztę na naszą cześć, bo „byliśmy umarli, a znów ożyliśmy, zaginęliśmy, a odnaleźliśmy się”. To jest istota miłosierdzia, to jest istota spowiedzi – zdaje się mówić Ojciec Święty, nawiązując do Przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32) w dwóch dokumentach: w encyklice o Bożym miłosierdziu (Dives in misericordia) oraz w adhortacji apostolskiej o sakramencie pojednania (Reconciliatio et paenitentia). W duchu tych tekstów chcemy przygotować się do spowiedzi.
Podobnie jak syn marnotrawny – na początku naszej drogi pokuty musimy uświadomić sobie, że oddaliliśmy się od ojca, że zgrzeszyliśmy. Spoglądamy na swoje wnętrze, dokonując rachunku sumienia. Do tablicy przykazań Bożych przykładamy swoje myśli, czyny. Badamy, w czym zawiedliśmy, czego zaniedbaliśmy. Pomocne w tym czytaniu sumienia są różnego rodzaje poradniki rachunku sumienia, np. dla dzieci, młodzieży, małżonków, dorosłych, które drogę nakreśloną przez Boga w Dekalogu i Ewangelii przekładają na język konkretnych pytań. Odpowiadając w szczerości na postawione pytania, dobrze wypełnimy pierwszy warunek dobrej spowiedzi.
    Rachunek sumienia pozwala nam rozpoznać, że tak jak syn marnotrawny otrzymał od ojca majątek i roztrwonił go, tak i my roztrwoniliśmy dary Boże. Świadomość popełnionego zła i zaniedbanego dobra prowadzi nas do żalu za grzechy. To w nim aktem woli zdecydowanie odrzucamy drogę, która nie wiedzie do Boga, a na którą przez grzeszne czyny i myśli zeszliśmy. Jeśli, pomimo odprawionego rachunku sumienia nasze serce jest zatwardziałe i nie kieruje się w stronę skruchy, tym bardziej winniśmy dołożyć starań, by ten żal wybrzmiał z naszego wnętrza. Pomocną radę daje w tym względzie św. Faustyna: „Przy każdej spowiedzi wspomnę na mękę Pana Jezusa i w tym obudzę skruchę serca. O ile to możliwe za łaską Bożą – zawsze się ćwiczyć w żalu doskonałym. Na tę skruchę poświęcę większą chwilę czasu” (Dz. 225).
    Zdecydowane odrzucenie grzechów wiąże się z pragnieniem niegrzeszenia na przyszłość z miłości do Boga. Jako chrześcijanie, jesteśmy wezwani, by być dziećmi światłości – i na to powołanie chcemy odpowiedzieć poprzez decyzję o odwróceniu się od ciemności grzechu. Mocne postanowienie poprawy, wyrażające wolę całkowitego zerwania ze złem, musimy przekuć na język konkretnych postanowień. Koncentrujemy się na jednym lub kilku grzechach, z którymi chcemy w sposób szczególny walczyć po spowiedzi. W ten sposób wstępujemy na drogę nawrócenia, drogę która przyprowadza człowieka do Boga, jak syna marnotrawnego do ojca.

    Tak przysposobieni duchowo kierujemy się ku kratom konfesjonału, by w szczerej spowiedzi „zawierzyć siebie samego, pomimo grzechu, miłosierdziu, które przebacza”. Wsłuchajmy się w rady Pana Jezusa udzielone św. Faustynie: „Pragnę powiedzieć trzy słowa do duszy, która pragnie stanowczo dążyć do świętości i odnosić owoc, czyli pożytek ze spowiedzi. Pierwsze: całkowita szczerość i otwartość. Najświętszy i najmądrzejszy spowiednik nie może gwałtem wlać w duszę tego, co pragnie, jeżeli dusza nie będzie szczera i otwarta. Dusza nieszczera, skryta naraża się na wielkie niebezpieczeństwo w życiu duchowym i sam Pan Jezus nie udziela się takiej duszy w sposób wyższy, bo wie, że ona nie odniosłaby korzyści z takich łask szczególnych. Drugie słowo – pokora. Dusza nie korzysta należycie z sakramentu spowiedzi, jeżeli nie jest pokorna. Pycha duszę utrzymuje w ciemności. Ona nie wie i nie chce dokładnie wniknąć w głąb swej nędzy, maskuje się i unika wszystkiego, co by ją uleczyć miało. Trzecie słowo – to posłuszeństwo. Dusza nieposłuszna nie odniesie żadnego zwycięstwa, chociażby ją sam Pan Jezus bezpośrednio spowiadał. Spowiednik najdoświadczeńszy nic takiej duszy nie pomoże. Na wielkie nieszczęścia naraża się dusza nieposłuszna i nic nie postąpi w doskonałości, i nie da rady w życiu duchowym. Bóg najhojniej obsypuje duszę łaskami, ale duszę posłuszną” (Dz. 113). W momencie absolucji każdy grzech zostaje odpuszczony i zgładzony poprzez działanie Zbawiciela. Sakramentalna łaska rozgrzeszenia objawia miłosierdzie Boga, czyli prawdę o „miłości, która jest potężniejsza od śmierci, potężniejsza od grzechu i zła każdego, miłości, która dźwiga człowieka z największych upadków i wyzwala z największych zagrożeń”. Jest pocałunkiem miłosiernego ojca, który wita marnotrawnego syna.  
Sakrament pojednania wieńczy zadośćuczynienie. Jest ono wyrazem włączenia naszego umartwienia w mękę Chrystusa, który przez ofiarę krzyża wysłużył nam przebaczenie. Ojciec Święty zachęcał, byśmy nie sprowadzali zadośćuczynienia wyłącznie do odmawiania pewnych modlitw, ale by obejmowało ono akty czci Bożej, uczynki miłości, miłosierdzia i wynagrodzenia. Zadośćuczynienie wyraża nasze zaangażowanie, by rozpocząć nowe życie.
    Pilnujmy, byśmy na spotkanie z miłosiernym Bogiem w sakramencie pojednania przychodzili co miesiąc. A jeśli obciążymy sumienie grzechem ciężkim, to nie zwlekajmy z jego wyznaniem, ale od razu wyznajmy go w konfesjonale. Bóg czeka tam na nas. „Powiedz duszom – mówił Pan Jezus do św. Faustyny – gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia; tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawiać dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone – nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie za późno” (Dz. 1448). A Jan Paweł II dodaje: „Jeżeli chcecie się dowiedzieć, czym jest wewnętrzne wyzwolenie i prawdziwa radość, nie zapominajcie o sakramencie pojednania. W nim kryje się tajemnica ciągłej młodości duchowej” (Kowno, 06.09.1993).

Maria Zboralska
 

Kolory w liturgii

Symbole, znaczenie...
 
foto: "Alba" z Poznania

Oficjalnym komentatorem symboli kolorów był papież Innocenty III (1198-1216) w De sacro altaris mysterio. Przed zajęciem stanowiska przez papieża istniały regulacje lokalnych Kościołów. Liturgia papieskiej kurii celowała w trosce o styl, piękno oraz przestrzeganie porządkowych przepisów. Papież Innocenty III, który za czasów karolińskich zapoczątkował tendencję wiązania koloru szat z charakterem święta, wspomina następujące kolory: biały, czerwony, czarny. Zielony sprawiał papieżowi pewne trudności jako „pośredni kolor” pomiędzy czarnym, czerwonym i białym. Wspomniany dokument utrzymuje, że zielony może być zastąpiony żółtym.

 

Przywołajmy na początek kilka zasadniczych, czy wręcz oczywistych stwierdzeń.

1. Banalnym jest mówienie, że kolory wpływają na życie człowieka. Dziś bardziej niż w innych wiekach żyjemy w świecie kolorów. Są one najpierw wyrazem i odbiciem bogactwa i różnorodności życia ludzkiego. Codzienności i święta, smutku i radości.

2. Społeczeństwo przywdziewało się szaty w różnych kolorach dla podkreślenia świątecznego charakteru dnia, rocznicowych obchodów itp.

3. Z tych zwyczajów społecznego życia wyrosły także liturgiczne różnokolorowe szaty.

4. Kolory wyrażają, podkreślają, czynią bardziej widocznymi misteria wiary chrześcijańskiej.

5. Wyrażają myśl przewodnią danego święta

6. Kanon kolorów nie został określony w sposób arbitralny, lecz w oparciu o jego znaczenie w większości społeczeństw europejskich.

Ks. Bogusław Nadolski TChr
 

Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego w numerze 346. uściśla kanon barw szat liturgicznych, wymieniając kolory: biały, zielony, czerwony, czarny, fioletowy i różowy. Dokument ten w ty samym artykule określa także ścisłe reguły ich użycia. Konkretnie symbolika kolorów stosowanych w liturgii przedstawia się następująco:

Najbardziej uprzywilejowanym w liturgii starożytności chrześcijańskiej był kolor biały, który zawsze symbolizował światło, czystość, radość i świąteczny nastrój osoby noszącej szatę w tym kolorze. Biel wiąże się także z ideą chwały, ze stanem promieniującej szczęśliwości – czego ewangelicznym przykładem jest szata Jezusa przemienionego na Górze Tabor. W białych szatach przedstawiani są w chrześcijańskiej symbolice mieszkańcy nieba. U Ojców Kościoła kolor biały zyskał także znaczenie eschatologiczne - był znakiem zmartwychwstania do nowego życia, odzyskania niewinności, oznaką statusu zachowania na życie wieczne. Hieronim uważa kolor biały za znak radości, kolor święta (Ep.118, 4), dla Cyryla Jerozolimskiego to szata weselna w nawiązaniu do przypowieści (Mt 22, 2-14), oznaczał dyspozycję wewnętrzną wymaganą do zbliżania się na ucztę niebieskiego Oblubieńca (Prokatech.3). Ponadto mądre panny z ewangelicznej przypowieści przedstawiane były w białym kolorze, co mogłoby sugerować, iż mądrość znajdowała swój odpowiednik na palecie barw właśnie w bieli.

Szat liturgicznych tego koloru używa się w Oficjach i Mszach Okresu Wielkanocnego i Narodzenia Pańskiego, w święta i wspomnienia Chrystusa Pana z wyjątkiem tych, które dotyczą Jego Męki, w święta i wspomnienia Najświętszej Maryi Panny (dopuszczalne jest w te dni stosowanie szat koloru niebieskiego), Świętych Aniołów i Świętych, którzy nie byli męczennikami, w uroczystość Wszystkich Świętych (l listopada), św. Jana Chrzciciela (24 czerwca), w święta św. Jana Ewangelisty (27 grudnia), Katedry św. Piotra (22 lutego) i Nawrócenia św. Pawła (25 stycznia).

Zielony kolor szat liturgicznych najczęściej był symbolem nadziei, uspokojenia i młodości, świeżości i odrodzenia – podobnego do wiosennych oznak budzącej się przyrody. Ten kolor nadziei jest szczególnie ważny w liturgii, która jest przecież – jak to zaznaczył papież Benedykt XVI w ostatniej encyklice Spe salvi - „miejscem nadziei”. Stosuje się go w niedziele i dni powszednie Okresu Zwykłego w ciągu roku.

Kolor czerwony ma w liturgii dwoistą symbolikę. Jest po pierwsze znakiem walki i przelanej w obronie wiary krwi, aż do męczeństwa. Czerwień to także kolor ognia, ognistych języków, pod postacią których zstąpił w dniu Pięćdziesiątnicy na zebranych w Wieczerniku Apostołów Duch Święty. Przez taką podwójną interpretację liturgia związała ten kolor z trzema grupami świąt i wspomnień liturgicznych: z uroczystością Zesłania Ducha Świętego, z uroczystościami i świętami Pańskimi związanymi z męką Chrystusa, a także z obchodami liturgiczny różnego stopnia ku czci Świętych Męczenników.

Szaty liturgiczne w kolorze czarnym, wskazują na bezradność, kruchość i nicość człowieka w ciemności smutku, żałoby i pokuty. Może być używany we wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych (2 listopada) i podczas sprawowania Mszy pogrzebowych dorosłych chrześcijan.

Zamiast koloru czarnego stosowano pierwotnie i stosuje się najczęściej także i dziś szaty liturgiczne w barwie fioletowej. Prócz żałoby i pokuty fiolet symbolizuje także skruchę i pokorę, umartwienie, nastrój oczekiwania wypełniony modlitwą. Może oznaczać również godność noszącego je człowieka (szaty biskupa, prałata, kanonika). Koloru fioletowego używa się w Adwencie i Wielkim Poście, a można go również stosować w Oficjach i Mszach za zmarłych.

Różowa barwa szat liturgicznych symbolizuje uczucie radości. Ten kolor ma wyrażać przerywającą dyscyplinę pokutną radość chrześcijan z bliskości Pana, z nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego. W całym roku liturgicznym używa się tego koloru tylko dwa razy - w trzecią niedzielę Adwentu (Gaudete) i czwartą niedzielę Wielkiego Postu (Laetare).

W ostatnim podpunkcie sankcjonującego kolorystykę szat liturgicznych w ciągu roku liturgicznego 346. numeru Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego znajdujemy odpowiedź na sytuację i czas użycia szat koloru złotego w liturgii Kościoła Rzymskokatolickiego. Choć kolor ten w ogóle nie pojawia się w kanonie „kolorów liturgicznych” to jednak w dokumencie tym czytamy: „W dni bardziej uroczyste można używać okazalszych szat liturgicznych, chociaż nie są w kolorze dnia.” Zdanie to nawiązuje do wypowiedzi papieża Leona XIII (zm. 1903), który w dekrecie Decreta Authentica (nn. 3145, 3646) wydanym w 1900 roku dozwolił, by szaty wykonane z prawdziwego złota – zatem nie pozłacane (!) – mogły zastąpić czerwień, biel i zieleń. W miejsce białych mogły być używane – w „dzień bardziej uroczysty” – bogate w zdobność także szaty srebrne. Podkreślający chwałę i nadzwyczajność dnia religijnej uroczystości kolor złoty, mimo iż nie jest kolorem ściśle „kanonicznym” może być używany wymiennie z białym, zielonym lub czerwonym, jednak nigdy z fioletowym i czarnym, a z tymi pierwszymi tylko w czasie najważniejszych, uroczystych celebracji.

Właściwe stosowanie szat złotych i srebrnych wyjaśnia także instrukcja Redemptionis sacramentum wydana w marcu 2004 roku przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w artykule 127. tego dokumentu czytamy: „W księgach liturgicznych zawarte są przepisy zezwalające na używanie w dni bardziej uroczyste szat liturgicznych świątecznych lub okazalszych, chociaż nie są w kolorze dnia. Tę jednak możliwość, która w celu zachowania dziedzictwa Kościoła dotyczy właściwie szat wykonanych przed wielu laty, rozszerza się w sposób niewłaściwy na nowości, tak, że odrzuciwszy przyjęte zwyczaje, używa się form i kolorów według kryteriów subiektywnych ze szkodą dla tradycji osłabiając sens tego przepisu. W dzień świąteczny szaty liturgiczne koloru złotego lub srebrnego, jeśli zachodzi taka potrzeba, mogą zastępować szaty innego koloru, jednak nie fioletowe lub czarne”. W praktyce duszpasterskiej trzeba raczej pozwolić mówić kolorom, zwłaszcza przy dzisiejszym doświadczaniu kolorów przez wiernych w wielobarwności ich życia. Złoty kolor może wywoływać wrażenie sztuczności.

Kl. Łukasz Kuczyński TChr

ZAWSZE AKTUALNA...
 

Zegarki

DZIŚ IMIENINY OBCHODZĄ...
 


Kalendarz imienin

KALENDARZ 2008..
 
TWOJA POGODA...
 

----------------------
pogoda

=>POGODA W KŁODZKU KLIKNIJ<=

BRAMKI LIGOWE...
 
Ranking stron ministranckich - - - -
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 10 odwiedzający (17 wejścia) tutaj!
web stats stat24 Oficjalna strona lektorów z parafii MBR w Kłodzku. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów jak najbardziej wskazane, a nawet zalecane :) Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja